refleksyjnie…

_DSC5956

Bardzo chciałabym aby ten blog był pełen radości i optymizmu, żeby chętnie się do niego wracało po inspirację i świeżą dawkę energii. Są jednak wyjątkowe dni w ciągu roku, kiedy można pozwolić sobie na chwilę zadumy i refleksji. Wczoraj było bardzo stare celtyckie święto Halloween, podczas którego Druidzi wierzyli, że świat magiczny i pozaziemski spotyka się z materialnym. W Irlandii jest to nadal jedno z najważniejszych świąt w roku, chociaż zmieniło swoją formę. Pełne jest kolorów, przebierańców, podświetlanych dyń w oknach, czarownic i duchów. Bezrefleksyjne, wesołe, może nawet prześmiewcze…

W Polsce obchodzony jest Dzień Zaduszny oraz dzień Wszystkich Świętych, pełne smutku, refleksji, pamięci o bliskich, którzy odeszli. Ja sama niechętnie odwiedzam cmentarze, robię to tylko z szacunku dla nazwisk na nagrobkach. Uważam, że nie ma tam moich bliskich zmarłych. Oni towarzyszą mi w mojej codzienności, noszę ich w sercu.

Dziś też wyjątkowo pozwoliłam sobie umieścić kilka wspomnień po mojej kochanej przyjaciółce Halince, która odeszła wcześnie ze swojego życia i naszego, po ciężkiej chorobie. Trochę ciężko mi zbierać się do pisania tych wspomnień, bo wszystko ożywa i tęsknota i żal że Jej już nie ma wypełniają serce i pisać wtedy coraz ciężej. Umieszczam więc kilka wspomnień zapisanych już wcześniej.

Pamiętam pierwsze tygodnie, a nawet miesiące po Jej odejściu. Wychodziłam na zewnątrz, uśmiechałam się do ludzi, rozmawiałam, zachowując pozór ‘radośności’, ale pamiętałam, wciąż byłam z Nią. Jak pisała Sonia Raduńska:

„Dawniej myślałam, że jeśli ktoś umarł, to już go nie ma. Że są tylko ci , co żyją. Odkąd mam swoich umarłych, wiem ,że oni czasem bardziej są – wyraźnie obecni – niż ci żywi, z którymi jesteśmy na co dzień.”

Myślę sobie, Halinka nie chciałaby , nie chce żebym trwała w smutku. Ona potrafiła pogodzić się ze śmiercią jeszcze za nim ona – ta wielka Ona- nadeszła. Podeszła z wielką godnością i odwagą do tego wszystkiego, co mnie przytłoczyło i przeraziło i przygniotło. To Halinia właśnie była Tą silną wśród nas. A skoro tak to i my w jakiś sposób akceptujemy nieakceptowalne.

Czasem przysiadam w pokoju , patrzę na zdjęcia Halinki i pytam się Jej na tych zdjęciach co mama robić, jaką podjąć decyzję. Odpowiedź przychodzi, jak pod niewidzialnym nadzorem. A może to moja wyobraźnia pozwala mi wierzyć w to , w co chcę wierzyć. Nawet jeśli, to niech nikt nie odbiera mi prawa do tego. Przez całe dwa tygodnie po śmierci Halki chodził za mną wiersz Stachury..

”a jednak wciąż nie ruszam stąd ..Bo może stanie się raz jeden cud..I przyjdziesz, dotkniesz mnie i powiesz…Jestem tu.”

Wiem, że chodzi w nim o tęsknotę za ukochaną w innym sensie i żyjącą kobietą, ale jakoś było to dziwne uczucie, że może można odwrócić czas, że tak bardzo chciałoby się jeszcze raz zobaczyć kochanego człowieka, porozmawiać z nim. Chodzi o trudny do zniesienia niebyt człowieka, którego uznało się za oczywistą oczywistość w życiu. Czasem miałam nawet wrażenie że nie tylko będzie ale i była, że znałyśmy się od lat, od zawsze, od dzieciństwa, mojego czy jej (bo zacierał się podział na to kto starszy, kto młodszy, kto mądrzejszy a kto nie). Czasem rozmawiałyśmy z kimś, byłyśmy gdzieś i wystarczyło jedno spojrzenie, jedna wymiana spojrzeń a każda z nas wiedziała ze oto myślimy to samo. Jak to nazwać? Pokrewieństwo dusz?

Czasem rozmawiałyśmy wieczorami o muzyce i Jej wizytach regularnych  w Teatrze Muzycznym. Miała tam zaprzyjaźnione panie kasjerki, które czasem dzwoniły kiedy miejsce w ostatniej chwili się zwolniło i można było przyjść na przedstawienie za symboliczną złotówkę. Potem Halinka opowiadała. Ale co to było za opowiadanie! Po prostu czuło się tą muzykę, przepływającą przez Nią. Halinka opowiadała całą sobą, to były czyste emocje, gesty, zachwyty. Miałam wrażenie że przez chwilę nie jest ze mną ale znów na sali, że słyszy to wszystko teraz, odbiera, przeżywa. Mówiła – Patrz! I pokazywała jak włosy jeżyły jej się na rękach. Zawsze to się działo kiedy coś przeżywała. Taki znak od organizmu – że jest dobrze, pięknie, cudownie. Myślę że muzyka, poezja i piękno były potrzebne Halince jak powietrze. We wszystkim też potrafiła znaleźć piękno. Każdy dzień był dobry. Ja wstawałam czasem ze zwieszoną głową – bo deszcz. A Halinka tymczasem mówiła- wspaniały dzień! Otwierała drzwi i dodawała – co za powietrze! I wdychała pełną piersią. ‘Tak powinno się smakować życie’ – myślałam.

IMG_3818-3

Podjęłam decyzję, że najlepszym sposobem pamięci po bliskich jest radosne przeżywanie każdego dnia i bycie dobrym człowiekiem, najlepszym jakim potrafię być.

Na koniec zamiast słów księdza Twardowskiego, ‘śpieszmy się kochać ludzi’, które wszyscy już znają, fragment wiersza Bronisława Maja:

….Nie gotowi: w pół słowa, z niewyspanym listem, kobietą nie dość pokochaną, zatajonym grzechem, który pozostanie śmiertelny – nikt nie jest gotowy [..] Z każdym żegnać się tak, jak na zawsze to znaczy być dobrym, wybaczać. Nie odkładać na jutro, nie tłumić słów ważnych i wielkich, może nie być czasu, nie być przestrzeni. Nie będzie już innej miłości.[…]

1 thought on “refleksyjnie…

Leave a comment